piątek, 22 lutego 2013

Nie jestem koneserem poezji, a jednak...



Słowacki wielkim poetą był! Tak, rzeczywiście kiedyś może był. Dla mnie niektóre jego dzieła (Balladyna) czyta się całkiem przyjemnie, inne (Kordian) kojarzą mi się jedynie ze stereotypową lekturą szkolną (na dźwięk tego słowa przychodzą mi do glowy określenia takie jak: kaźń, sodoma i gomora, rzeź, tortura). Słowem udręka każdego, kto kiedyś był uczniem. Tak samo ma się rzecz z Dziadami (cz. III) Mickiewicza, czy Panem Tadeuszem.

Są jednak poeci, których czytam z przyjemnością. Jedną z nich jest żerczyni Zachodniosłowiańskiego Związku Wyznaniowego Słowiańska Wiara Joanna Gacparska. Wszystkie jej wiersze przeczytać można w Galerii Słowa na stronie Gust i Smak, niżej pozwolę sobie przytoczyć kilka z nich.


WATAHA

Zamarzniętym jeziorem mknie wilcza gromada,
Szare cielska się prężą, lśnią złociste oczy
I co chwila cień jakiś się rzuci wśród stada,
Warknie głucho, kłem zatnie, krwią biały lód zbroczy.

Poprzez las, poprzez śniegi, nieznane ostępy,
Pędzi czarny gon wilczy wśród zimowej ciszy,
Pośród sosen wyniosłych, jodeł i limb krępych,
Pędzi, mknie na oślep, ze zmęczenia dyszy.

Na srebrnej polanie stado przystanęło,
Przysiadło i wzniosło bure łby do góry,
Pieśń wilczą i dziką sto gardeł zaczęło,
A wicher ją porwał i uniósł pod chmury.

Krew zagrała im w żyłach, tęskny zew obudził,
Pragnienie posoki, w każdym wilczym ciele,
Które odgłos strzału może by ostudził,
Gdyby wilczych cieni nie było tak wiele.

Niosła się pieśń śmierci poprzez dzikie knieje,
Każda z leśnych istot w bezruchu zastygła,
Wiedząc, że wataha w tę noc krew przeleje
I że zginie każdy, kto wpadnie w jej sidła.

Księżyc zbladł, rzuciła się przed siebie zgraja
Z potępieńczym charkotem tropiąc zwierza ślady,
W szale, który nęci, gubi i upaja
Który pcha do mordu, do śmierci, do zdrady.

Pędzą wilki przed siebie, bez opamiętania
W każdą noc zimową po białym kobiercu,
Od ich wilczych początków, od świata zarania
I tak pędzi każdy, kto ma dzikość w sercu.


PIEŚŃ SZCZUROŁAPA

Gdzieś tam daleko przyczaił się świat,
A miasto niezmienne spokojnie wciąż trwa
Coś każe wyruszać z najdroższych nam chat,
Kiedy Szczurołap swą dziką pieśń gra.

Korowód za pieśnią się wije jak wąż,
Chłopięta na czele tną liście burzanu,
Dziewczęta w sukienkach błękitnych aż lśnią,
Młodzieńcy wino popijają z dzbanów.

I miasto opuścił ich szczebiot i krzyk
Mieszkańców zdziwiła pustota bez ech,
Aż lekki szept trwogi zamienił się w ryk,
Gdy cisza zabrała im rozum i dech.

Odeszły dziewczęta, młodzieńcy i psy,
Poszukać swych własnych dni chwały i miast
I tylko bzu gałąź się chwieje i drży,
Gdy ptaki zbyt młode wyślizną się z gniazd.

Zbyt wcześnie, zbyt szybko, nie nadszedł ich czas
Szczurołap miraże w swych pieśniach im grał
I głowy swe jasne obrócą nie raz -
- Ku miastu, gdy pierwszy przeminie ich szał.

Za późno! Szczurołap ich wiedzie bez słów
Pieśń chwyta za serce i ciągnie ich w dal,
Choć wiedzą , że nie ma tam miasta ze snów,
Że dla nich już tylko tułaczka i żal.

A koty przy piecach zostały i śnią,
O polach bitewnych okrytych przez dym
I śpią miast mieszkańcy i w snach swoich drżą,
By pieśni dzikości nie śniły się im.

MONOLOG KATA

Cieniu u moich stóp skulony,
Człowiecze ścierwo z miękkim mięsem,
O oczach martwych i szalonych
To miejsce... twym ostatnim miejscem.

Twe drżące wargi, cichy charkot
Co z piersi ci się wydobywa,
Świadczą, że resztka życia hardo
I długo w tobie dogorywa.

Krew na posadzce cię uświęca
I męczennika z ciebie czyni,
Lecz moje spracowane ręce
Za trud swój ciebie musza winić.

Dobiegła twoja rola końca,
Kolejna masko wciąż bez twarzy
Śmierć - bezimienny Twój obrońca
Zabrać cię z objęć mych się ważył.

Oddalę się szturchnąwszy nogą
Twój zewłok marny, nie bez złości
Po raz ostatni spojrzę wrogo
Na twoje nie dość twarde kości.

Krew zetrę z butów i do domu
W noc się oddalę ciężkim krokiem,
Nie patrząc nigdy w twarz nikomu
Co noc się bez ciężaru wlokę.



Zdjęcie z nagłówka podebrałem Pawłowi Rogalińskiemu z jego bloga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz