sobota, 16 marca 2013

To nie szkoła! Tu nieprzygotowań nie ma (Karnawał Blogowy #41 - Przygotowania do sesji



Opowiadając o przygotowaniach do sesji nie sposób nie zacząć opowieści od pokazania dwóch perspektyw zawartych w temacie. Do sesji inaczej bowiem przygotowywją się  gracze, a inaczej MG. Zacznijmy może od tych pierwszych. 



Przygotowania z perspektywy gracza

Jako gracz w ramach przygotowań stawiałem przede wszystkim na aspekt rozwoju swojej postaci. Z sesji na sesję, starałem się realizować jasno określone cele. Nie mówię tu jednak o suchych statystykach bohatera. Znaczącą rolę w przygotowaniach obok, właśnie statystycznego aspektu rozwoju miał np. aspekt związany z charakterem, czy ogólną koncepcją postaci. W swojej karierze gracza tym sposobem stworzyłem przynajmniej kilkoro 'dzieci', które są moimi perelkami. I jezcze raz podkreślam nie chodzi tu bynajmniej o statystyki. Raczej o ogólny, spójny obraz danego bohatera. 

Przygotowania, mialy też swój dużo bardziej prozaiczny wymiar. Oprócz własnych czterech liter zabierałem też podręcznik gracza (jakoś nigdy nie miałem dobrej głowy do szczegółowego zapamiętywania mechaniki, a tak zawsze mogłem sprawdzić potrzebne mi informacje), kostki (nie zabranie, których często wywoływało [przynajmniej u mnie] odczucie olewczej postawy wobec całej gry), obowiązkowo też długopis, ołówek, kartki papieru i notatki z poprzednich sesji. Zawsze też upewniałem się, że mam back up mojej karty postaci. Od tak na wszelki wypadek (zalanie piwem, czy kawą) oraz żeby móc je porównać po powrocie.





 Przygotowania z perspektywy MG 

Jako MG do sesji (l.m!) przygotowywałem się raz. Za to dwa, może nawet trzy miesiące. Dla jasności dodam, że 'mistrzowałem' w systemie Dungeons&Dragons D20.  Świat Forgotten Realms. 

W lore tego bogatego, świata zacząłem wnikać za pośrednictwem klasyków cRPG (Baldur's Gate, Icewind Dale). Wiedziałem już kim byli Elminster, Ulraunt - strażnik ksiąg Candlekeep, czy Tethoril - pierwszy czytacz Candlekeep. Nieoceniony okazał się poradnik pióra Volothampa Geddarma, dołączony do oryginalnego wydania kolekcjonerskiego BG: ToSC.

Później przyszły podręczniki, kompendia, bestiariusze... Im dłużej jednak czytałem tym bardziej dochodziłem do wniosku, że cały ten ogromny świat jest... pusty. O Thalantyrze mogłem powiedzieć bardzo wiele, choć był zaledwie jednym z wielu mieszkańców. Brakowało mi zdecydowanie opisów szarych obywateli. Kowala, strażnika miejskiego i umorusanego błotem szczurołapa. Brakowało też imion dla NPC'ów (nie, nie zniżyłem się do poziomu generatorów).

Dlatego  zacząłem tworzyć. Tworzyć, tworzyć i jeszcze raz tworzyć. Kreowałem rzeczywistość tego świata, zaludniałem go dwuzdaniowo opisanymi postaciami, w miastach tworzyłem raz proste, a raz poskręcane jak logika Umberlee ulice. Budowałem domy, te dla plebsu jak i posiadłości magnatów. Tworzyłem bestie straszne i urocze (choć równie niebezpieczne). Każda z nich była oczywiście indywidualnym tworem (w końcu zwykłegozielonegosmoka mogłem spokojnie opisać mając do dysozycji tylko Księgę Potworów, ale już nie Acid'vraxa zielonego smoka, który miał bogatą historię, określony skarb itd.). Etc. etc. Dystponując kilkudziesięcioma (możliwe że przekroczyły nawet setkę) stronami gotowych opisów czułem się na sesji swobodnie. 

W większości przypadków opisy sytuacji mimo to wymyślałem spontanicznie, na bieżąco. Nigdy jednak nie dałem się zaskoczyć, że nie wiem jak danego potwora czy miasto opisać (zawsze w razie czego miałem opisane wyżej kompendium opisów). Nigdy też nie zarzucono mi, że opisy się powtarzają (chociaż się powtarzały - ale na tyle rzadko, że gracze nawet tego nie zauważyli).

Bezpośrednich przygotowań do każdej sesji nie było w ogóle. Zapewniałem tylko podkład muzyczny, ale ten akurat sukcesywnie powiększałem niezależnie od czegokolwiek, nawet wtedy gdy nie prowadziłem sesji. Klimat tworzył się sam. Graliśmy zazwyczaj wieczorami, a nawet nocami. A świeczki i miecze były zawsze pod ręką ;)!

Chyba tyle w temacie, choć pewnie mógłbym go jeszcze długo ciągnąć ;).

Obrazek z nagłówka dostarczył mi otaku camp, a ten użyty w tekście podkradlem z bloga Geek'a Ken'a.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz